Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 5.5/6 rewelacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 5.5/6 rewelacja. Pokaż wszystkie posty

piątek, 15 czerwca 2012

Mechaniczny książę/Clockwork Prince - Cassandra Clare


Kontynuacja Mechanicznego Anioła. W magicznym podziemnym świecie wiktoriańskiego Londynu Tessa znalazła bezpieczne schronienie u Nocnych Łowców. Jednakże bezpieczeństwo okazuje się nietrwałe, kiedy grupa podstępnych członków Clave zaczyna spiskować, żeby odsunąć jej protektorkę Charlotte od kierowania Instytutem. Gdyby Charlotte straciła stanowisko, Tessa znalazłaby się na ulicy… jako łatwa zdobycz dla Mistrza, który chce wykorzystać jej moc do własnych celów. Z pomocą przystojnego i autodestrukcyjnego Willa oraz zakochanego w niej Jema Tessa odkrywa, że wojna Mistrza z Nocnymi Łowcami wynika z osobistych pobudek. Mistrz obwinia ich o dawną tragedię, która zniszczyła mu życie. Żeby poznać tajemnice przeszłości, cała trójka odbywa podróże do mglistego Yorkshire, do rezydencji, w której kryją się nieopisane okropieństwa, do londyńskich slumsów i zaczarowanej sali balowej, gdzie Tessa odkrywa, że prawda o jej pochodzeniu jest bardziej złowieszcza, niż przypuszczała. Kiedy troje przyjaciół spotyka mechanicznego demona, który przekazuje Willowi ostrzeżenie, uświadamiają sobie, że Mistrz wie o każdym ich kroku… i że ktoś ich zdradził. Tessa uświadamia sobie, że jej serce bije coraz mocniej dla Jema, choć nadal dręczy ją tęsknota do Willa, mimo jego mrocznych nastrojów. Coś jednak zmienia się w Willu, kruszeje mur, który wokół siebie zbudował. Czy odnalezienie Mistrza uwolni Willa od sekretów i da Tessie odpowiedzi na pytania, kim jest i dlaczego się urodziła? Kiedy poszukiwania Mistrza i prawdy narażają przyjaciół na niebezpieczeństwo, Tessa odkrywa, że połączenie miłości i kłamstw może zdeprawować nawet najczystsze serce.
Nie mogę powiedzieć, że wyczekiwałam dniami i nocami "Mechanicznego księcia", po pierwszej części został oczywiście pewien niesmak - tyle spraw stało pod znakiem zapytania, ale szaleństwa ogólnie nie było. Kontynuacja wpadła mi w ręce przypadkiem i nawet nie zdawałam sobie sprawy, że czeka przede mną kawał tak dobrej literatury.
A więc w czym lepszy jest "Mechaniczny książę" od swojego poprzednika? We wszystkim. Na mnie największe wrażenie zrobiła relacja naszych parabatai - Willa i Jamesa. Wcześniej wcale nie odczułam tej więzi, był to dla mnie zwyczajny dodatek do fabuły, taka mało ważna, melodramatyczna przystawka. Ale teraz wiele rzeczy wreszcie się rozwiąże, a przy tym i bardziej pogmatwa - poznajemy powody, dla których Will wybrał Jem'a na swojego "brata", autorka przybliża nam także odczucia i myśli obu postaci, przez co miałam ochotę krzyknąć "Wreszcie!". Napiszę nawet, że to chyba w tym tkwi nowa jakość i ogólna poprawa "Mechanicznego księcia" - autorka zdecydowała się na parę stanowczych posunięć, a z Willa zdjęła etykietkę "tego tajemniczego" i obnażyła jego wnętrze, wątpliwości i problemy, z którymi będzie musiał się zmagać, na co czekała chyba większość czytelników.
Teraz wypadałoby powiedzieć coś o Tessie, uznawaną za główną bohaterkę, nad czym ubolewam od początku tej serii. Tessa należy do tych bohaterek książkowych (a poznałam takich już wiele), o której wszyscy mówią "piękna", "inteligentna", "zabawna" i "odważna", co mnie jest bardzo trudno zauważyć. Piękna może i jest, ale zabawna czy inteligentna? Chyba mam błędne wyobrażenie na ten temat. Chętnie widziałabym zamianę ról i na głównego bohatera dałabym Willa bądź Jema, a Tessę wyrzuciłabym na najdalszy plan. Szkoda, że to tylko marzenia niestety. Jedyna rzecz, której szczerze Tessie współczuje, to wybór tego jedynego spośród dwóch adoratorów. Trzeba przyznać, że ma dziewczyna problem i rozumiem jej wahanie. Dodam, że z reguły wszelkie trójkąty miłosne niesamowicie mnie denerwują, ale w przypadku tej książki? Wreszcie poznałam prawdziwe znaczenie tego słowa.
W porównaniu z "Mechanicznym księciem" pierwsza część jest nudna jak flaki z olejem. Oczywiście "Dary Anioła" stoją u mnie wciąż na pierwszym miejscu i to się nigdy nie zmieni, ale ta seria jest godnym prequelem i mimo wszystko liczę na happy end. Sądzę, że do książek Cassandry nie trzeba już nikogo zachęcać, ja już jestem na takim etapie, że przyjmę z otwartymi rękoma wszystko spod jej pióra :)

Ocena: 5,5/6 rewelacja

"Clockwork Prince" - Cassandra Clare; Wydawnictwo MAG 2012, 493 strony; literatura amerykańska, przekład - Anna Reszka, tom II cyklu Diabelskie maszyny/The Infernal Devices

* może akurat ktoś zauważył, że nie było mnie dość długi czas, no dobra, bardzo długo. Ale wreszcie uporałam się ze wszystkimi sprawami i recenzje będą pojawiać się częściej :) Nigdy nie zostawiłam Was przecież na serio :D Będę też odwiedzać wasze blogi z pewnością :)

poniedziałek, 25 lipca 2011

Całując grzech/Kissing Sin - Keri Arthur

Całując grzech to już drugi tom cyklu Zew nocy, który liczy sobie aż 9 tomów i jak pierwsza część wywarła na mnie dość... średnie wrażenie, tak druga (czego nigdy bym się nie spodziewała) nadrobiła zaległości.
Pół wilkołak, pół wampir Riley Jenson budzi się naga i zakrwawiona w laboratorium, a co gorsze - nie pamięta nic z ostatniego tygodnia, dlaczego się tu znalazła, ani kto jej to wszystko zrobił. Wraz z pewnym zmiennokształtnym o imieniu Kade udaje im się uciec z ośrodka badań, które, jak się okazuje, zajmuje się krzyżowaniem gatunków i tworzeniem nowych, ulepszonych takimi umiejętnościami jak szybkość, siła, czy niewidzialność.A to dopiero początek intrygi czekającej na Riley i Departament, są osoby, które mogą udzielić informacji, ale nie za darmo, sprawa staje się coraz bardziej niebezpieczna i trzeba będzie dostać się do wpływowych, zamkniętych kręgów przestępczych.
Tom pierwszy w porównaniu z drugim wypada naprawdę słabo, tutaj wszystko jest ulepszone, nabiera nowej jakości, zaczynając od portretów psychologicznych postaci kończąc na dopieszczeniu wielu szczegółów i całej fabuły. Zaimponowała mi autorka, to trzeba przyznać, miałam ogromne wątpliwości, ale rozwiały się one już wraz z pierwszymi stronami - mój sceptycyzm i nieufność szybko zamieniły się w niezaspokojoną, denerwującą czasami ciekawość.
Pisząc, że fabuła opiera się głównie na śledztwie wokół nielegalnych badań genetycznych jest dużym błędem z mojej strony, bo życie miłosne naszej Riley obfituje przecież w różniste perypetie. Po pierwsze nasza bohaterka dowiaduje się, że prawdopodobnie będzie mogła zajść w ciążę, co byłoby dla niej wspaniałą wiadomością gdyby nie Misha. Otóż jej były kochanek próbuje wykorzystać całą sytuację, martwi się tym, że za niedługo może umrzeć, a chce pozostawić po sobie jakąś cząstkę. Czy za jego postępowaniem kryje się jakieś głębsze uczucie? Riley nie chce mu ufać, ale Misha może być kluczem do rozwiązania zagadki i uratowaniem wielu gatunków przed śmiercią. Po drugie związek Riley z Quinnem ma za wiele wad, by dalej go kontynuować - dzięki zmiennokształtnemu wilkołaczyca zaczęła jeszcze bardziej pragnąć takich uczuć jak troska, opiekuńczość i czułość, czego Quinn ze swoimi uprzedzeniami nie będzie w stanie jej dać. Do tego wszystkiego wtrąca się jeszcze Departament, gdzie namawiają Riley na zostanie strażniczką.

Jak widać, te 429 stron to piekielnie ciekawa historia, ba, właściwie część historii, bo ja mam wrażenie, że wszystko dopiero przed nami. Jeżeli reszta książek z tego cyklu będzie trzymała taki poziom, to ilość tomów rzeczywiście cieszy. Autorka staje się coraz lepsza, nie można tu liczyć na wieczną miłość i równie wieczne wyznania, bo nasza bohaterka jest wilkołakiem pełnym nieposkromionych żądz i wciąż szuka swojego życiowego partnera, co wilkołakom zajmuje nawet całe życie. 
Czy Riley zgodzi się na szkolenie? Czy da Quinnowi drugą szansę, a może jednak postanowi spróbować z Kellenem, władczym alfą? Jedno jest pewne - trzeba jak najszybciej unicestwić człowieka, który stoi za nielegalnym klonowaniem i badaniami, bo Riley jako pół wampir, pół wilkołak jest dla niego cenną zdobyczą.  
Na koniec chciałabym znowu pochwalić okładkę, dla porównania dodałam również oryginalną i wystarczy na nią popatrzeć, żeby docenić wydawnictwo.

5.5/6 rewelacja

 "Kissing Sin" - Keri Arthur; Instytut Wydawniczy Erica 2011, 429 stron; literatura australijska, przekład - Kinga Składanowska, drugi tom cyklu Zew nocy/Riley Jenson Guardian 2

Za książkę dziękuję Instytutowi Wydawniczemu Erica
*dziękuję wszystkim za nominacje do Lovely Blog Award ale niestety nie wzięłam udziału (jak widać) niedawno była podobna zabawa i cel tej trochę mijał się z celem według mnie :) No ale dziękuję dziewczyny za nominacje! To naprawdę było miłe i mam nadzieję, że zrozumiecie.

czwartek, 26 maja 2011

Książę Mgły/El Príncipe de la Niebla - Carlos Ruiz Zafón



Trzeba przyznać, ostatnio dopadł mnie mały kryzys czytelniczy, a gdy chciałam coś z tym zrobić, to wciąż miałam problem z wyborem książki, przebierałam, wymyślałam, ale w końcu postanowiłam, że lekiem na tego typu kryzys może zostać Książę Mgły.
Echo wojny staje się coraz bliższe, a rodzina Carverów musi  podjąć ostateczną decyzję i zdecydować się na wyprowadzkę. Celem ich podróży staje się mała osada rybacka u wybrzeży Atlantyku, a dokładniej pewien dom niegdyś wybudowany przez znamienitego doktora Fleischmanna. Maximilian Carver- zegarmistrz oraz głowa rodziny jest zachwycony mogąc zamieszkać w tak barwnej okolicy i założyć swój zakład, jednak dla reszty jego krewnych jest to smutna konieczność, zwłaszcza dla trzynastoletniego Maxa. Wkrótce jednak Max napotyka na swojej drodze Rolanda, wnuka miejscowego latarnika. Czy Roland może odpowiedzieć na niebezpieczne pytania, które dręczą młodego Carvera od samego przyjazdu? A może pewne wydarzenia są już z góry zaplanowane?
To nie było moje pierwsze spotkanie z tym autorem - to należy do jego najbardziej znanej powieści, czyli Cienia wiatru, przeczytałam także Marinę, więc fakt, że Książę Mgły jest w istocie debiutem literackim Zafóna w ogóle nie zrobił na mnie wrażenia. Potraktowałam tę książkę jak każdą inną, bez usprawiedliwień czy ulg. Okazało się jednak, że nawet nie musiałabym tego robić, ponieważ Książę Mgły potrafi sam obronić swojej pozycji.

"Ale błędem, poważnym błędem jest wiara w to, że można ziścić swoje marzenia, nie dając nic w zamian. Nie wydaje ci się?"
Początek był dla mnie najgorszą częścią, autor skupia się na tym, żeby przedstawić rodzinę Carverów strasznie zwyczajnie, trywialnie wręcz, co wydawało się przesadzone momentami, jednak dalej jest tylko lepiej, więc wystarczy odrobinę cierpliwości.
Do tej pory Zafón oprowadzał mnie uliczkami Barcelony, dawno zapomnianymi alejami czy zakątkami. Teraz jednak akcja nie toczy się w wielkiej Barcelonie, pełnej zabytków i przeróżnych atrakcji - czytelnik zostaje przeniesiony do sennej miejscowości nad Atlantykiem, która z daleka wygląda niczym licha makieta i trzeba powiedzieć, że był wspaniałym przewodnikiem. Słowa, którymi opisywał otaczającą bohaterów scenerię powodowały, że wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach a serce biło z zachwytu. Po raz kolejny Zafón uraczył nas cudownymi obrazami i wizjami, co nigdy mnie nie znuży. 

"Złych wspomnień nie musisz brać ze sobą. I bez tego będą cię prześladować"

Smutek i melancholia, które autor przybrał w tak różne oblicza momentami aż stają się wypukłe.Książę Mgły to była dla mnie prawdziwa wyprawa wgłąb siebie, poznałam dzięki niemu emocje, których wcześniej nie byłam nawet świadoma. Mimo że Książę Mgły został zakwalifikowany jako powieść młodzieżowa, autor ma nadzieję, że ten debiut zostanie doceniony również przez starszych czytelników, co według mnie jest naprawdę możliwe - kogo nie wzruszy historia o ludziach, których marzenia zostały najpierw okrutnie wykorzystane a potem obrócone przeciwko nim?

nie ma potężniejszej siły niż obietnica"

Jak na Zafóna przystało rodzaje narracji zamieniają się płynnie - raz mamy do czynienia z wszechwiedzącym narratorem, a drugi raz to znowu bohater opowiadający nam historię z centrum wydarzeń, co nie było zaskoczeniem, ponieważ z tym spotkałam się już w jego poprzednich powieściach. 
Książę Mgły jest momentami książką przewidywalną, nie ma co ukrywać, ale to nie przeszkadzało mi w tym, by się wzruszyć i trwać w oczekiwaniu na rozwój akcji. Największym atutem tej pozycji jest właśnie to, że swoją przewidywalność nadrabia emocjami, klimatem i tym magicznym językiem, który przenosi nas do świata bez granic. 


„Podczas ulewnych deszczy zawsze miał wrażenie, że czas staje w miejscu. Jakby następowało zawieszenie, swego rodzaju antrakt, podczas którego można było spokojnie odłożyć to, co się akurat robiło, by po prostu stanąć przy oknie i całymi godzinami patrzeć ze zdziwieniem na ten spektakl opadającej bez końca kurtyny łez.”

Podobno jest to najsłabsza książka, którą Zafón do tej pory napisał. A ja pragnę powiedzieć, że nie Cień wiatru, ani Marina, tylko właśnie Książę Mgły spowodował, że ten hiszpański pisarz stał się jednym z moich ulubionych.
 
Ocena: 5,5/6 rewelacja 

"El Príncipe de la Niebla" - Carlos Ruiz Zafón; Wydawnictwo Muza 2010, 200 stron; literatura hiszpańska, przekład - Katarzyna Okrasko, Carlos Marrodán Casas

*przesadziłam trochę z cytatami, ale po prostu chcę z podzielić się tymi, które mnie najbardziej zauroczyły :)

sobota, 19 marca 2011

Dziedzictwo mroku/The Dark Divine - Bree Despain

Uwielbiam książki, które są lekkie, a w dodatku przyjemne, z dobrze rozbudowaną historią i bohaterami - idealne połączenie według mnie, nie musimy się nawet wysilać, by czerpać rozrywkę z lektury.Właśnie dlatego gatunek paranormal romance stał się tak popularny, każdy z nas ma ochotę na coś lekkiego od czasu do czasu. Rzecz jasna, często zdarzają się gnioty, może nawet częściej, niż w innych gatunkach, ale zawsze warto sprawdzić.
Grace Divine, ambitna uczennica liceum plastycznego W Rose Crest musi zachowywać się tak, jak na córkę pastora przystało, czyli stosować się do zasad. Jej rodzina, która może być tylko wzorem dla innych wyraźnie coś ukrywa, jednak Grace nie przeszkadzałoby to tak bardzo, gdyby nie nagły powrót przeszłości - w szkole spotyka Daniela Kalbi'ego, odmienionego przyjaciela z dawnych czasów. Rodzice Grace z bratem Jude'm na czele nie chcą słyszeć nawet o jego powrocie, a Daniel niewątpliwie potrzebuje pomocy. Czy ktoś wyjawi Grace prawdę? Może będzie musiała wziąć sprawy w swoje ręce? Rodzinne obiady stają się nieprzyjemną koniecznością, a główna bohaterka łamie podstawową zasadę - ma czelność ukrywać swoje sekrety.
W książce enigmatyczna atmosfera jest aż namacalna, zewsząd otaczają nas tajemnice bohaterów, a my wcale nie czujemy się zmęczeni, przeciwnie - zamiast prosić o haust świeżego powietrza angażujemy się w historię. Bree Despain stopniowo ujawnia elementy układanki, widać, że bawi się wykreowaną przez siebie opowieścią i chce sugestywnie przedstawić czytelnikowi swoje wizje. Starannie łączy przeszłość z teraźniejszością, dzięki czemu nie można się wręcz oderwać od książki.
Grace żyje w rodzinie głęboko wierzącej, gdzie sekrety są czymś niedopuszczalnym; od dziecka wpajano jej, że nie wolno ich dochowywać. Wiecznie oceniana przez pryzmat ojca pastora, nie może pozwolić sobie na błędy. Jest jednak na tyle inteligentna, że potrafi dostrzec zakłamanie kryjące się pod wszystkimi "wspólnymi obiadami", "rodzinną atmosferą" i zaczyna pytać krewnych o dość niewygodne sprawy, sprawy, których wcześniej skutecznie unikano. Mogę więc powiedzieć, że Grace sprawdza się jako główna bohaterka i nie irytowała mnie znowu tak często, co jest dużym plusem; w "Dziedzictwie mroku" mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową.
Daniel Kalbi jest chyba najlepiej dopracowaną postacią książki, z bagażem doświadczeń i niezwykłym talentem malarskim od razu wzbudził moją ciekawość. Pokochałam go także za to, że subtelnie kusi Grace do złego, namawia do złamania zasad jej konserwatywnej rodziny. Sposób, w jaki autorka krok po kroku odnawiała ich relacje tylko dodaje zalet książce. 
Pomysł na fabułę został bardzo dobrze wykorzystany. Styl Bree Despain i urzekające opisy zdecydowanie wyróżniają tę książkę w gatunku paranormal. Na pewno pod koniec autorka trochę się pogubiła, miałam wrażenie, że zaplątała się we własnej sieci, jednak ten minus nie potrafi zatrzeć dobrego wrażenia. 
Z przyjemnością sięgnę po kolejny tom o tytule "Łaska utracona", tak wiele spraw zostało pod znakiem zapytania! Wszystko rozwiązało się, a jednocześnie bardziej pogmatwało - dlatego bardzo cieszę się, że będzie można wkrótce przeczytać tom drugi. Polecam, naprawdę warto, może nie jest to lektura wyższych lotów, ale jej zadaniem jest dostarczyć czytelnikowi rozrywki, co robi w sposób więcej niż dobry. 


Ocena: 5,5/6 rewelacja 


"The Dark Divine" - Bree Despain; wyd. Galeria Książki 2010, 435 stron; literatura amerykańska, przekład - Agnieszka Fulińska; 
Za książkę dziękuję wydawnictwu Galeria Książki

wtorek, 8 marca 2011

Magia kąsa/Magic bites - Ilona Andrews

Jak widać, nasza technika ciągle się rozwija, pozbywamy się tego, co naturalne, żeby postawić w tym miejscu piękny apartament, czy kolejny hotel, starsi ludzie w sklepach nie raz przeżywają szok na widok  nowych technologii, choć szczerze powiedziawszy, widząc niektóre wynalazki nawet ja zastanawiam się (i to często), czy to wszystko ma swoje granice.Czy kiedykolwiek nastąpi taki czas, że ludzie nagle przestaną drążyć, przestaną odczuwać chęć poznania coraz to większych i niebezpiecznych sekretów świata. Chyba nawet nie powinni, człowiek jest stworzony do tego, by się rozwijać, lecz co w przypadku, kiedy przyjdzie coś o wiele potężniejszego niż ludzka technologia i zawładnie wszystkim tym, bez czego do tej pory nie mogliśmy się obejść? A jeśli będzie to magia, którą teraz wielu z nas chciałoby w końcu dostrzec?
Takie rozważania pojawiły się w mojej głowie po mniej więcej 50 stronie, jednak pozwoliłam autorom książki (Ilona Andrews to w istocie duet pisarski) odpowiedzieć za mnie.
Magia pojawiła się na świecie. W przypływach i odpływach "pożera" pozostałości królujących kiedyś nad nami betonowych wieżowców, największe skupisko dawnych olbrzymów, właściwie niedaleko zrównanego z ziemią koncernu CocaColi nazwane zostało Zaułkiem Jednorożca i spotkacie tam raczej podejrzanych typów z równie podejrzaną przeszłością, a nie eleganckiego pana prezesa. Kate Daniels jest najemnikiem Gildii, mimo że ze swoim doświadczeniem mogłaby spokojnie urzędować na całkiem niezłym stanowisku w innych, ważniejszych instytucjach. Nagle dowiaduje się, że jej opiekun został brutalnie zamordowany - teraz przyda się każda informacja, trzeba odnaleźć zabójcę i sprawić, by gorzko pożałował.
Moje oczekiwania co do tej pozycji były jasne, chyba nigdy nie byłam równie konkretna - miało być niebezpiecznie, tajemniczo, groźnie, z odpowiednią domieszką humoru i oryginalności, wszystko dostałam pod postacią tej książki. Już sama historia i konstrukcja świata są niezwykle interesujące, a gdy pojawiają się jeszcze dynamiczni bohaterowie, to wtedy szykuje się prawdziwa uczta czytelnicza. 
Kate Daniels - główną bohaterkę i zarazem narratorkę opowieści cenię przede wszystkim za  niezwykłą naturalność w zachowaniu, nie dostrzegłam w niej kobiety z problemami osobowościowymi, która za wszelką cenę musi udowodnić każdemu swoją wartość, dzięki czemu wydaje nam się wiarygodną postacią, a czytelnik potrafi docenić jej zaangażowanie i trud wiążące się z tym męskim zawodem, krótko mówiąc - godna zaufania przyjaciółka, osoba, która popełniła w życiu wiele błędów, lecz za każdym razem potrafiła odbić się od dna i dogonić przeciwników. Mimo że Kate na co dzień obraca się głównie w towarzystwie mężczyzn, tym razem nie zabraknie i kobiecych postaci, pojawił się nawet mały, polski akcent.
Klarownie zarysowane charaktery naszych postaci, oraz skomplikowany system rządzący rzeczywistością Kate wyróżniają tę pozycję na tle innych książek fantasy, całości dopełniają plastyczne opisy walk, relacji panujących w danych środowiskach, oraz wiele, wiele innych składników składających się na kawał dobrej literatury.
Książkę mogę z czystym sercem polecić każdemu, to aż wstyd nie poznać tak wspaniałych postaci towarzyszących naszej bohaterce w śledztwie, a szczególną uwagę zwróćcie na pewnego przywódcę Zmiennokształtnych i jego Gromadę.

"Pozwól, że przedstawię sobie was nawzajem - powiedział strzygoń - To jest obecnie mój najstarszy syn. Nazwałem go Aarg. Aarg, to jest przyszły obiad. Przyszły obiedzie, to Aarg"


Ocena: 5,5/6 rewelacja

"Magic Bites" - Ilona Andrews; wyd. Fabryka Słów 2010, 438 stron; literatura amerykańska, przekład - Anna Czapla; tom 1 serii o Kate Daniels/ The Kate Daniels Series

sobota, 5 lutego 2011

Mechaniczny anioł/The Clockwork Angel - Cassandra Clare

Nie wybaczę im tej okładki
Jeżeli ktoś jeszcze nie wie, to teraz już się dowie - Cassandra Clare to jedna z moich ulubionych pisarek, darzę ją wielkim szacunkiem za napisanie Darów Anioła i stworzenie takiej postaci, jaką jest Jace. Ulubione fragmenty z Miasta kości, Miasta popiołów, czy Miasta szkła mogłabym od ręki wypisać tu i teraz. Mimo to dość sceptycznie podchodziłam do jej kolejnej serii o nazwie Diabelskie maszyny, nie lepiej skupić się na tej pierwszej? Ale nie starałam się nawet odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ jako fanka moim obowiązkiem było przeczytanie Mechanicznego anioła. 
Tessa Gray przypływa na pokładzie statku Maine do Londynu i mimo, że dostała zaproszenie od własnego brata, to nie on ją wita na wybrzeżu, tylko dwie panie, zwane Mrocznymi Siostrami. Chcąc nie chcąc, Tessa zostaje przywieziona do tajemniczego domu, a jak się okazuje - jej więzienia.
Cassandra w typowym dla siebie zwyczaju wprowadza wartką akcję, znowu miałam na wyciągnięcie ręki fascynujący świat Nefilim, ich rzeczywistość i chciałoby się powiedzieć więcej, ale Mechaniczny anioł nie był tak ciekawy jak Miasto kości i będę je porównywać, ponieważ obie serie nie są odrębne, łączy je pomysł. Pierwszy tom Darów Anioła był bardziej ekscytujący, trzymał w napięciu od początku do końca, rumieńce towarzyszyły mi nieustannie, tutaj - raczej rzadko. I nie chodzi o to, że Dary Anioła czytałam jako pierwsze - uważam, że Mechaniczny anioł to bardzo dobra książka, ale mniej dopracowana, zwłaszcza jeśli chodzi o sceny walk i postacie. W kwestii tego pierwszego - autorka w jednym z wywiadów mówiła, że takie sceny są dla niej trudne, czego w Darach Anioła w ogóle nie dało się odczuć, a tutaj - owszem, były po prostu nudne, takie zwykłe, nie czerpałam żadnej przyjemności z wyobrażania sobie ich. A jak postacie? 
Do wydawnictwa - tak, to są te ładne okładki
Tessa przez połowę książki była dla mnie nijaką postacią - głupiutką, szarą i mało ważną. Trochę więcej mam do powiedzenia o Willu, wcale, zupełnie, kompletnie i w nawet najmniejszym stopniu nie przypominał mi Jace'a! I bardzo dobrze, a mówię o tym, bo pełno ludzi piska, jaki to Jace do niego podobny! No błagam. Jace dla mnie był już prawdziwym facetem, a Will tutaj jest jeszcze chłopcem, mimo że są w tym samym wieku. Jace rzucał ironiczne uwagi i różne teksty dlatego, że taki był, miał taki charakter, a ten tylko po to, żeby pokazać jaki jest mroczny, nie-mroczny, albo wyładować swoją złość na cały świat, oczywiście nie wiadomo o co, ponieważ wiele tajemnic zostało pod znakiem zapytania, ma szczęście chłopak, że mimo wszystko lubię go, nie denerwował mnie znowu tak często, a kiedy tego nie robił, ukazywał swoją silną osobowość i wyrazistość. Trzeba też napisać o Jassamine i Charlotte, które są naprawdę intrygującymi postaciami i cieszę się, że odegrały niemałą rolę w tej historii. Na temat reszty nie mam jakiegoś większego zdania, mam nadzieję, że to się zmieni w następnym tomie.
Nie dałabym tak wysokiej oceny, gdyby nie styl autorki oraz wydarzenia w Sanktuarium i na poddaszu, to były naprawdę urzekające momenty,  poza tym, te wszystkie tajemnice mnie przyciągają, to przez nie myślałam o książce długo po zakończeniu. Co więcej mogę dodać? Jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów, może w porównaniu do wcześniejszej serii Diabelskie maszyny nie wypadają tak dobrze, ale wciąż jest to pozycja warta uwagi, nie można koło niej przejść obojętnie, nawet nie wolno.

Ocena- 5/6 bardzo dobra

"The Clockwork Angel" - Cassandra Clare; wyd. MAG 2010, 466 stron; literatura amerykańska, przekład - Anna Reszka; księga 1 serii Diabelskie maszyny/The Infernal Devices

poniedziałek, 17 stycznia 2011

26. Odnaleźć swą drogę/Найти свою дорогу- Aleksandra Ruda

Zaczęłam czytać tę książkę w formie e-booka, ale szybko doszłam do wniosku, że coś takiego to ja muszę mieć na półce.
Olgierda Lacha - dziewczyna o nazwisku kompletnie niemagicznym, nie ma zamiaru spędzić swojego życia tak jak rodzice, to chyba byłoby najgorsze ze wszystkiego, z nimi? Ludźmi pogrążonymi w ciemnocie? Nie ma mowy, tak więc popchnięta przez drzwi, wyruszyła "tryumfalnie" do Uniwersytetu Nauk Magicznych w Czystiakowie.
"Odnaleźć swą drogę" to idealna mieszanka wszystkiego, co mogło mnie zaciekawić, lektura była prawdziwą ucztą, na którą nie żałowałam czasu ani przez chwilę. Oli towarzyszymy przez cztery lata nauki, jest przyjaźń, złowrogie sesje, nielegalne interesy, przekręty różniaste, piwko, smutek, oj dużo smutku :)  śmiechu też przy okazji (fakt, nietrudno mnie rozśmieszyć, ale żebym śmiała się jak głupia to też trzeba się postarać), oczywiście trochę dreszczyku i wszystkich innych składników dobrej rozrywki nie zabraknie. Każdy rozdział to jakby osobna historia, nagle dowiadujemy się, że pozmieniało się trochę w życiu Oli, kiedy to my przewracaliśmy stronę, nie możesz przewidzieć nic, drogi czytelniku! 
Żywa i dynamiczna narracja, barwne historie, tempo czytania zatrważające wręcz, a bohaterowie! Mmm, to była dla mnie przyjemność spotkać takie osoby. Główna bohaterka - Ola, rozdrażniła niektórych recenzentów swoim zachowaniem, a mnie nie, naprawdę, autorka pozwoliła mi wierzyć, że Olgiera ma taki charakter, po prostu taka jest i nie widziałam w tym nic sztucznego, wręcz przeciwnie, mogę pogratulować tylko Aleksandrze Rudej umiejętności. Bardziej drażnili mnie raczej rodzice naszej studentki, którzy zamknięci w tym swoim ciemnogrodzie ciągle wypominali córce, jaka jest niewdzięczna, bo ośmieliła się zostawić rodzeństwo i ogólnie całą rodzinę, by się kształcić, kiedy jej rówieśniczki założyły rodziny bez jakiś tam studiów! Przecież nie ma się kto siostrą opiekować! Przez ich głupotę, przyjaciele Oli musieli znosić jej ponury nastrój.
Oczywiście moja "recenzja" nie obeszłaby się bez wspomnienia o Irdze, jednym z ważniejszych postaci, dla mnie był uosobieniem męskości i prawdziwego faceta. On, jako mężczyzna, był tak inny od tych wampirzych, pół wampirzych, czy tam mrocznych rycerzów, że aż złościłam się czasem na mój okrutny, wewnętrzny głosik "Dziewczyno, to fikcja! Jeśli chcesz, bym przywrócił cię do rzeczywistości, to wyjrzyj przez okno!"
Historia Olgierdy udowadnia nam, że po swoje marzenia trzeba po prostu wyjść, nikt nie będzie na nas czekał a tym bardziej nas prosił, więc jeżeli jakaś księżniczka czeka  biernie, to niestety, ale tak nic nie wyjdzie.
Szczerze polecam tę książkę, jeżeli komuś się nie spodobała, to musiał przechodzić coś na kształt depresji, serio. Nie potrafię znaleźć w niej wad, no dobra, może czasem Ola przeszła o stopień za wysoko w swojej panice, ale mam ją winić przy tylu zaletach? :) 


Ocena: 5,5/6 rewelacja

"Найти свою дорогу" - Aleksandra Ruda; wyd. Fabryka Słów 2010, 461 stron; literatura białoruska.

czwartek, 6 stycznia 2011

Primavera - Mary Jane Beaufrand

Mary Jane Beaufrand otwiera kolekcję książek przeczytanych w 2011 roku, co mnie ogromnie cieszy - to spotkanie było ZASKOCZENIEM przez duże "z".
Główną bohaterką i zarazem narratorką jest Flora Pazzi, najmłodsza córka rodu. Od kiedy tylko pamięta, jej relacje z resztą rodziny są skomplikowane i napięte, jedyną osobą godną zaufania jest nonna, Celesta Pazzi, kryjąca wiele tajemnic.Flora w swoim palazzo traktowana jest niczym służka, ciągle żyjąca w cieniu hołubionej siostry dowiaduje się o chytrym spisku knutym przeciwko słynnym rodzie Medyceuszy.


Byłam przekonana, że autorka nie stanie na wysokości zadania - zaserwuje nam dość ciekawą historię otoczoną klimatem Florencji, której przecież sama nazwa potrafi wywołać przyjemny dreszcz i tyle. Że nawet nie pokusi się o rozwinięcie niektórych wątków i cech, nie nada tej opowieści należytego kształtu.
Przede wszystkim chciałabym pochwalić autorkę za sposób, w jaki skonstruowała główną bohaterkę, jest to jedna z niewielu postaci, której przemyślenia nie raziły mnie ani razu, co ostatnio dość często mi się to zdarza w narracji pierwszoosobowej. Przebywanie w "głowie" Flory było nawet swego rodzaju przyjemnością, ze względu na jej barwną osobowość. Mary Jane Beaufrand ma w zanadrzu także kilka innych postaci, równie plastycznych i interesujących. Tak, jest to zdecydowanie ta książka, gdzie dialogi czytamy bez znużenia.
Kolejnym zaskoczeniem był dla mnie obraz Florencji, w książce nie została ona przedstawiona idyllicznie, wręcz przeciwnie, dość mało tutaj opisów o pięknych zachodach słońca, czy romantycznych cieniach na ulicy takiej i takiej, co według mnie jest dobrym posunięciem, autorka pozwala poczuć klimat renesansowego miasta Włoch w inny sposób i dzięki innym zabiegom.
W czasie lektury unosiłam się na obłoczkach przy dachu nieba, dosłownie! Unosiłam się, delektowałam, smakowałam, rozdziały kończyły się dokładnie tam, gdzie chciałam, historia zadziwiała, szokowała i z pewnością wzbudzała też smutek. Flora po jakimś czasie zmienia lekko nastawienie do swojego życia, jednak dość późno, ze względu na nadchodzącą tragedię.
Historia rodu Pazzich uczy wielu rzeczy, trudno mi napisać o niej coś więcej, dlatego że to po prostu  trzeba przeżyć samemu. Z pewnością jest to kąsek dla nieco dojrzałego czytelnika, który będzie w stanie dostrzec, przeżyć więcej i poddać się refleksji.


5,5/6 rewelacja  

"Primavera" - Mary Jane Beaufrand; wyd. Jaguar 2009, 311 stron; literatura amerykańska.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...