Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Amber. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Amber. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 30 lipca 2012

Seria "Inne Anioły/Strange Angels" 1-3 - Lili St.Crow

Po przeczytaniu opisu książki byłam zachwycona, wiedziałam, że książka będzie dla mnie idealna. Jednak szybko okazało się, że opis a książka to mniej więcej taka para jak film i prawdziwe życie, czyli różnica może okazać się SPORA.
Po pierwsze, "Inne Anioły" to nie jest książka ani mroczna, tym bardziej romantyczna. Koncepcją przypomina mocno genialny serial "Supernatural", lecz jakościowo nie mają ze sobą nic wspólnego. Kolejna rzecz, która mija się z prawdą to opis naszej bohaterki, Dru Anderson, samotna? Być może. Wrażliwa? Po dłuższym namyśle można się niechętnie zgodzić, ale niebezpieczna? Dru jest kompletnie zagubiona w Prawdziwym Świecie, do którego przygotowywał ją przez całe życie ojciec - łowca wszlkich, nadnaturalnych stworzeń, jej niewiedza wydawała się dość załosna po wieluletnich treningach i lekcjach.
Muszę przyznać, że z początku czytało się całkiem przyjemnie, klimacik był, dało się wyczuć tajemniczą atmosferę siedząc z ojcem Dru przy szklance whisky, jednak po jego śmierci wszystko zaczęło się niemiłosiernie wlec. Do tego autorka miała bardzo brzydki nawyk powtarzania wszelkich krzywd, jakich Dru doznała od samych narodzin, wałkowała i analizowała tę listę raz po raz, bezustannie, doprowadzając mnie do szału.
Akcja podzielona jest pomiędzy dom Dru, market, w którym zdarzyło jej się nocować i, okazjonalnie, szkołę, więc nie ma się co dziwić, że nie dzieje się właściwie nic godnego uwagi. W domu Dru użala się nad sobą, przerywając czasem swe nudne dywagacje, by opowiedzieć, co jej przyjaciel Graves przygotował na obiad, lub co miałaby ochotę porobić, ale trudne życie jej nie pozwala. W markecie również nie ma co liczyć na wrażenia, a w szkole? Jak to w szkole - nudy. Występuje oczywiście dość klasyczny, powtarzany nałogowo w amerykańskich filmach podział społeczności szkolnej, czyli cheerleaderki ze swoimi chłopakami z drużyny na czele drabiny, a na dole cała reszta bezkształtnej masy. Występuje również nauczyciel-ciemiężyciel, a jakże! Pani Bletch jest prawdziwą kosą i łatwo się domyślić, że to właśnie z nią Dru będzie miała prawdziwy problem.
Ogólnie "Inne Anioły" są dość ubogie nie tylko stylistycznie, ale również w bohaterów i mam na myśli przedewszystkim brak tego mrocznego charakteru, przed którym czytelnik czułby respekt, którego motywy byłyby w stanie nas zaciekawić. To właśnie najbardziej boli mnie w książkach, kiedy ten wirtuoz zła zamiast intrygować, może i przerażać, wzbudza jedynie śmiech. Szkoda, jestem osobą, która potrafi docenić tę "mroczną stronę".    
Rzadko postanawiam przeczytać kolejne części serii, kiedy już pierwsza okazuje się słaba, ale chyba zrobię wyjątek. Mam pod ręką następne trzy tomy, a że takie książki są niedługie i czyta się je właściwie ekspresowo, chcę je ocenić i zrobić jeden wielki (i pierwszy taki) post o całej serii :)

Ocena: 3/6 słaba


"Strange Angels" - Lili St.Crow; Wydawnictwo Amber 2010, 304 strony; literatura amerykańska, przekład - Ewa Skórska, tom I cyklu Inne Anioły/Strannge Angels




W tej części na Dru czeka wiele zamian, ponieważ zostaje wysłana do Scholi (Hogwart to z całą pewnością nie jest, ale zawsze stanowi lekkie urozmaicenie po bolesnych dłużyznach w "Innych Aniołach"), gdzie dhampiry i wilkołaki chwilowo koegzystują ze sobą i trenują, by unicestwić  najpotężniejszego wampira - Siergieja. Wszyscy obiecali jej, że właśnie tam będzie bezpieczna, ale zdrajcy czają się wszędzie, a Dru tym razem musi zadbać o siebie sama. W pewnym momencie zaczęłam nawet jej współczuć - nieustanne kłamstwa osób zaufanych, niepewność i strach to nie są rzeczy godne pozazdroszczenia, ale powrót autorki do analizowania "Nieszczęść z życia Dru" spowodował, że moje współczucie wyparowało.
Relacja Dru-Graves także uległa znacznej zmianie, dlatego że Graves wreszcie nabiera charakteru! Nie jest już zółtodziobem i w Prawdziwym Świecie radzi sobie o niebo lepiej, niż nieszczęśliwie (i wciąż) zagubiona Dru. Mnie się podoba taki układ, Graves polegający wiecznie na swojej niedouczonej przyjaciółce to zdecydowanie słabsza wersja. Jeśli ktoś liczył na nowych bohaterów to owszem, przybyło ich trochę, jednak zlali się w bezbarwną zbieraninę kłócących się bez powodu wampirów, bądź wilkołaków. Mastera zła wciąż brak, pojawia się jedynie osoba z zaledwie zadatkami na ten tytuł (mówię o Milady Annie), ale jest to moje osobiste przypuszczenie.
"Zdrada" jest trochę lepsza od poprzedniczki, jednak nie jest to progres, za jaki można autorkę pochwalić, dlatego ocena pozostanie taka sama.


Ocena: 3/6 słaba


"Betrayals" - Lili St.Crow; Wydawnictwo Amber 2010, 312 stron; literatura amerykańska, przekład - Ewa Skórska, tom II cyklu Inne Anioły/Strannge Angels.




Ciąg dalszy szalonego życia Dru, którego mam już po dziurki w nosie. Miałam ambicję, by zrobić post o całej serii, jednak spasuję. Styl autorki, jej warsztat - nie ewoluują. Wciąż popełnia te same błędy, książki są coraz bardziej chaotyczne, a jakby tego było mało, postanowiła wprowadzić najprostsze rozwiązanie w tworzeniu "miłosnego dramatu" - trójkącik! Oczywiście najgorszy z możliwych, kiedy dokładnie wiemy, kto powinien zostać wybrankiem. Ale gróźdź do trumny autorka wbiła wtedy, kiedy w wielkiej Radzie Wampirów posadziła cudownych nastolatków, w dodatku opisując ich jak przedszkolak obrazek, wpychając wszystko do "jednego wora" - ten blond włosy (kolor oczu twarz), tamten czarne(kolor oczu, twarz), trzeci brązowe(kolor oczu, twarz), czasem dodając miłe dodatki typu ubranie czy wzrost. 
Żeby była jasność - nie spodziewałam się niczego wyjatkowego, miałam nadzieję, że utrzyma "dopuszczalny do czytalnia" poziom poprzedniej części, ale tak się nie stało. Gdyby był chociaż jeden, jedyny bohater, który utrzymałby mnie przy tej serii, ale tego również brak, nikogo nie znienawidziłam, ani nie polubiłam, pozostałam neutralna do samego końca, co jest najgorszym scenariuszem dla czytelnika. Wiem, że wyżej wspominałam o Annie, ale postanowiła zostać zazdrosną, żałosną namiastką "czarnego charakteru".
Chciałabym także napisać o paru podobieństwach z Harrego Pottera, które mnie dość drażniły - wszyscy boją się imienia Sergieja i jako zamiennik używają na przykład "Ten, o którym się nie mówi". Druga,bardziej rażąca rzecz to "zwierzący aspekt" wampirów, który porównać można tylko do expecto patronum, tylko bez różdzki.
Nie polecam, książki są przegadane i bez wyrzutów sumienia można zajrzeć na ostatnią stronę, by zorientować się we wcześniejszych wydarzeniach. Jedyna ich zaleta to szybkie tempo czytania, chociaż teraz mam wątpliwości, czy to RZECZYWIŚCIE można nazwać zaletą.


Ocena: 2,5/6 poniżej oczekiwań 

"Jealousy" - Lili St.Crow; Wydawnictwo Amber 2011, 304 strony; literatura amerykańska, przekład - Ewa Spirydowicz, tom III cyklu Inne Anioły/Strannge Angels.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Dziwna i piękna opowieść o Percy Parker/The Strangely Beautiful Tale of Miss Percy Parker - Leanna Renee Hieber

Jak często chcieliśmy każde nasze nieszczęście usprawiedliwić słowami "tak musiało być" czy "widocznie tak miało się stać" ? Po prostu zgonić wszystko na przeznaczenie? Tak jest łatwiej, niż przyznać się do błędu. "Dziwna i piękna opowieść o Percy Parker" jest właśnie taką opowieścią - o przeznaczeniu, magii, zrządzeniu losu i byłam bardzo ciekawa, jak autorka poradzi sobie z tak fascynującą mieszanką.
Percy Parker jest niebieskooką albinoską, która włada wieloma językami, w tym także językiem duchów.  Od zawsze czuła się inna i rozpoczynając naukę w Akademii Ateńskiej nie liczy na zmiany. Możliwe jednak, że w murach akademii czeka na nią nowe życie, ponieważ jej profesor - Alexi Rychman, może pomóc jej w znalezieniu odpowiedzi, wytłumaczyć dlaczego dręczą ją tak realne, mroczne wizje. Jednak nie wszystko będzie proste, Alexi ma wiele zobowiązań, a także pewną misję, od której może zależeć przyszłość.
Ostatnio zdarza mi się czytać naprawdę dobre książki, powoli aż wstyd obsypywać każdą komplementami, ale opowieść o Percy zdecydowanie na to zasługuje. Każda strona przesycona jest subtelną, romantyczną magią, która wręcz odbija swe piętno na czytelniku i mimo, że jesteśmy w stanie przewidzieć dalszy rozwój wydarzeń i tak łapczywie połykamy kolejne słowa. Duchy pośród murów akademii, namiętności i gorące marzenia w miejscu surowo przestrzegającym moralności, do tego piękna kontynuacja pewnego (będę tajemnicza) mitu i wiele wiele innych, idealnie ze sobą połączonych elementów. To była niesamowita przygoda mogąc kolekcjonować wskazówki i powoli wszystko układać sobie w głowie.
Wielkim, chyba największym plusem powieści jest język - jest wręcz idealny, nie uświadczy się tutaj nieścisłości czy współczesnych dodatków. Czytelnik może odczuć, że autorka wie o czym pisze i bardzo wczuła się w klimat epoki.
Atrakcyjności książce dodaje fakt, że główni bohaterowie to osoby przede wszystkim dojrzałe, z przeszłością i własnymi, skrytymi pragnieniami - jest to wyjątkowo dobrze zarysowane w tej powieści. Mimo że nie przywiązałam sie do nich, co jest chyba jedyną przywarą, na pewno nie były to postacie nudne czy bez własnego zdania i każdy z nich wyróźnia się jakąś oryginalną cechą. Moją szczególną uwagę przyciągnął właśnie Alexi Rychman, brawa dla autorki za kunszt w kreowaniu go, bo zdecydowanie jest to najlepsza i najbardziej barwna postać pośród reszty.
Sądzę, że fani wiktoriańskiej Anglii będą zadowoleni, a nawet więcej, będą zachwyceni. Ja sama nie jestem specjalną fanką tych czasów, wydawało mi się, że w większości przypadków są one wykorzystywane jako mało rozbudowane tło dla beznadziejnych romansów. Teraz muszę przyznać, że  "Piękna i dziwna opowieść o Percy Parker" jest zdecydowanie jedną z lepszych przedstawicieli swojego gatunku.

Ocena: 5/6 bardzo dobra

"The Strangely Beautiful Tale of Miss Percy Parker" - Leanna Renee Hieber; Wydawnictwo Amber 2011, 360 stron; literatura amerykańska, przekład - Agnieszka Zajda

sobota, 21 sierpnia 2010

19. Wampy/Vamps-Nancy A.Collins


Ocena: 4,5/6 dobra

Jest to jedna z nowości w księgarniach, ale temat już wszystkim znajomy, czyli wampiry. Przyzwyczaiłam się do nich i uważam, że takie książki są raczej nieszkodliwe - nie trzeba od razu ich palić, dlatego, że są w nich wampiry.  
Z początku Nancy przenosi nas w świat nowojorskiej elity wampirów. Poznajemy Lilith Todd, rozpieszczoną piękność, nieprzyzwoicie bogatą, która dokładnie wie, czego chce o życia - ożenić się z ukochanym chłopakiem, Jules'em de Laval'em, których ślub został zaaranżowały już dawno temu, bawić się, szaleć, nieustannie być na szczycie pośród uczennic z Bathory Academy i ogólnie tego, by ten bajkowy żywot trwał jak najdłużej. Ale jest jeszcze jedna ważna, chyba najważniejsza sprawa, Lilith i towarzystwo, które nazywa 'przyjaciółmi' pochodzą z tzw. Starej Krwi i pomimo tego, że wszystkie kłótnie zaczynają się wraz z pojawieniem Cally Monture, właśnie ten fakt będzie napędzał dalsze spory.  
Wampiry ubierające się u Gucciego,Prady, czy innych markowych firm? Pijące naszprycowaną alkoholem krew w szklankach? Piękne, majętne, groźne i zawsze skore do imprezowania? Wszystko to spotkacie w Wampach, a ja szczerze powiem, że podoba mi się taka 'wizja', bo właśnie w ten sposób wyobrażam sobie wampiry. Może was to z początku drażnić, ale im jesteście dalej, tym lepiej potraficie zaakceptować i zrozumieć jedną z ważniejszych postaci - Lilith. LILITH jest próżna i jak sama przyznaje, bez pochlebstw swoich 'najlepszych przyjaciół' jest nikim, nagle znika cały rezon i nie ma się czemu dziwić, tak została wychowana, do tego została przyzwyczajona, w pewnym sensie jest mi jej żal, wielkiej Lilith Todd, która nie dałaby rady bez szofera czy garderobianej, której światopogląd jest zatrważająco prymitywny, pustej jak talerz przed obiadem.A dlaczego 'przyjaciół' piszę w cudzysłowie? Nancy A.Collins dobrze to przedstawiła - Lilith jest rekinem, a oni to małe rybki, żywiące się okruchami z jej pożywienia i czekające tylko na to, aż którejś trafi się większy. Rozmawiają między sobą tylko i wyłącznie na 'neutralne tematy' bo jak coś nie spodoba się Lilith, to zostajesz wyłączony z grupy, wystawiając się tym samym na pośmiewisko. Tak właśnie wygląda przyjaźń naszej cudownej wampirzycy.
A później pojawia się Cally, z którą chyba nie będziecie mieli większych problemów... :)
Na koniec powiem, że podoba mi się pomysł wykreowany przez autorkę, historia wampirów, ich tradycje, wszystkie nazwy (typu Stara Krew,nówka,skryba) powodują coś na kształt 'tajemniczości' - zdajemy sobie sprawę, że to łaknące krwi towarzystwo jest niedostępne, hermetyczne wręcz dla śmiertelnika i pewne kwestie nigdy nie zostaną zrozumiałe przez nas, ludzi.
Opinia w skrócie: Jeśli liczycie na coś NIESAMOWICIE nowego, to się przeliczycie. Spokojnie dałabym 5/6, ale Lilith momentami przerażała mnie swoim zachowaniem, tak samo jak otaczająca ją, sztuczna do bólu ekipa. No i książka skończyła się jakby w połowie, tyle spraw zostało pod znakiem zapytania, a tutaj już ostatnia strona... Zobaczymy, co będzie w następnej części. Tak czy inaczej, polecam wszystkim, którzy tolerują wampirze historie :) Mnie czytało się naprawdę świetnie, pomijając wszystkie wady. 

PS. Jeśli wyłapiecie te ważniejsze błędy, to powiadomcie mnie w komentarzach :)

czwartek, 29 lipca 2010

18. Kim Harrison- Umarli czasu nie liczą/ Once dead,twice shy

Ocena: 5/6 bardzo dobra

Moja przyjaciółka mówiła, że 'takie sobie'! Wcale nieprawda, mnie się podobało.
Bal maturalny kończy się dla Madison katastrofalnie. Dość, że ojciec wrobił ją w jakiś podstęp, to jeszcze  Żniwiarz Ciemności postanowił na nią zapolować.Wszystko kończy się... dziwnie i nic nie jest takie, jak być powinno. 
Na początku wcale nie byłam zadowolona, znowu jakaś emo-gothka (nie jestem pewna, czy powinnam pisać z h :d), wielka nonkonformistka, na siłę próbująca zwrócić na siebie uwagę, farbując końcówki włosów na różne kolory tęczy, wkładająca jaskrawo-żółte rajstopy i tenisówki w czachy! Nie zachwyciło mnie to. Tak, toleruje wybory ludzi w tej sprawie, nie mam nic przeciwko, ale autorka pozwoliła mi tak to odczuć.Potem stopniowo, zagłębiamy się w historię tej dziewczyny, w jej przeszłość, w jej doświadczenia i dowiadujemy się, że ma ona swoje powody do takiego zachowania i jest w pełni świadoma swego wyboru -  dopiero wtedy, gdy to zrozumiemy, zaczyna się prawdziwa zabawa, nagle znajdujemy się pośród bohaterów, przeżywamy wszystkie chwile razem z nimi, co więcej, chcemy poznać rozwój wydarzeń.
Niektórzy mówią, że ta książka wymaga strasznego skupienia, skupienia przez duże Ssss! Że bez przeczytania "bali maturalnych z piekła rodem" ta książka będzie dla nas czymś w rodzaju katorgi! Dla mnie nie było to takie straszne :) Czytałam inne książki, którym trzeba poświęcić o wiele więcej. Choćby nawet Droga Cienia.
W drugim tomie, który ma się ukazać we wrześniu, pokładam duże nadzieje :D Obym się nie zawiodła. 

Opinia w skrócie: Pomysł jest niby oklepany, a z czasem okazuje się, że zupełnie inny. Cierpliwości, dajcie Kim Harrison kilka stron i będziecie (powinniście :D) być zadowoleni, a może więcej niż zadowoleni? 

PS: Nie zwracajcie uwagi na okładkę, bo to istne nieszczęście i troche mnie z początku odrzuciła, chociaż i tak czytałam w pdf-ie :d 

poniedziałek, 26 lipca 2010

Wampiry z Morganville: Bal umarłych dziewczyn/ The Morganville Vampires: The dead girls' dance - Rachel Caine

3,5/6 może być

"Siedemnastoletnia Claire coraz lepiej radzi sobie w Morganville mieście, którym rządzą wampiry. Coraz lepiej dogaduje się ze współlokatorami chociaż nie są całkiem żywi. Coraz lepiej się bawi, dostaje nawet zaproszenie na studencki bal. Ale kiedy odkrywa, dlaczego została zaproszona, zaczyna się śmiertelnie bać..."
Dobra, zmieniam skalę ocen. To mój pierwszy blog z recenzjami (ku przypomnieniu :D), więc będę próbowała wszystkiego po trochu jak na razie.
Wiecie co, chyba robię się już za stara na takie książki, ale nie no przecież nie jestem jeszcze taka stara, wcale nie jestem stara! Powinnam czytać tę książkę z wypiekami na twarzy aż po ostatnią linijkę, ale tak nie było. Na prawdę się nad tym zastanawiam, bo prawie wszyscy Wampiry z Morganville oceniają wysoko, a ja wyjeżdżam z 3,5; nie mogę dać wyżej, tym bardziej, że czytając pierwszą część czułam się tak samo, jak teraz po skończeniu drugiej.
Co jest tematem książki - no oczywiście wampiry, wampiry i jeszcze raz wampiry, jak jest jakieś zagrożenie, to przeważnie stoją za tym wampiry, albo ludzie pragnący unicestwić/zrobić na złość wampirom. A potem wiadomo, zawsze ktoś przyjdzie na pomoc, trochę pokrzyczą i po balu. No ale czego się spodziewać po książce o tytule "Wampiry z Morganville" więc to powyżej mogłabym już pominąć, gdyby nie to sztuczne napędzanie akcji - Claire chce iść na wykłady, musi i koniec, cały dom jej odradza "Claire nie, nigdzie nie pójdziesz, nie pozwalam" a Claire idzie, więc wiem, że zaraz się stanie coś złego - a ta świadomość w ogóle nie pomagała mi w tym, by cieszyć się czytaniem.
Wypadałoby też powiedzieć o wielkiej aferze z Shane'm, której wynik 'poznajemy' na końcu. No cóż, ta cała zadyma wokół niego i jego rodziny średnio zrobiła na mnie wrażenie, sposób, w jaki to wszystko się rozegra do końca był aż za bardzo widoczny.
Jedynym plusem tej książki są wyraziste i plastyczne wręcz postacie. Polubiłam wszystkich (chyba tylko dla nich zacznę trzecią część) nawet Claire, której zarzucają mazgajstwo. Owszem, może i za dużo płacze i może to kogoś irytować, tym bardziej w czasach, kiedy płacz jest jakąś oznaką kalectwa (z autopsji), ale Claire jest przecież dziewczyną wychowaną pod kloszem, w ciepłym, rodzinnym otoczeniu, jak taka dziewczyna od razu ma stać się wojownikiem skaczącym w ogień na łeb na szyje? Na pewno bardziej by mnie denerwowała, gdyby właśnie taka była.  
I ostatni minus, o którym muszę napisać. Z sprawami miłosnymi pani Caine przedobrzyła, lubię słodkości, lecz tutaj aż się mdło robi, za dużo tego lukru, za dużo ochów i achów, ale to chyba nie jest wina tłumaczenia. 

Opinia w skrócie: Temat nie jest oryginalny, jeśli ktoś niedawno czytał zmierzch czy coś podobnego, a mania jeszcze mu nie przeszła, to na pewno spędzi miło czas z taką lekturą :) Postacie wykreowane naprawdę porządnie, ale nic poza tym nie udało mi się dostrzec. 

Następna recenzja? Właśnie się zastanawiam. Będzie to albo Zmrok Tim'a Lebbon'a albo Droga cienia :)

poniedziałek, 21 czerwca 2010

[11] Richelle Mead - Melancholia sukuba

Tytuł oryginału: Succubus blues 

Na tę książkę w ogóle się nie szykowałam. Po prostu była pod ręką ( a właściwie pod myszką, jako e-book).  Musiałam się czymś pocieszyć po przeczytaniu Miasta szkła, a że w  Melancholii sukuba autorstwa Richelle Mead występowały nefilim...

O czym melancholia jest, chyba każdy z grubsza już wie, ale żeby ładnie wyglądało, napiszę :P - książka jest pisana z punktu widzenia Georginy Kincaid, która stara się łączyć swoje dwa wcielenia - pracownicy w pobliskiej księgarni i deprawującego dusze śmiertelników sukuba. 
Geogrina ma wszystko w zasięgu ręki, może zmieniać postacie, stworzyć ciuchy na zawołanie, oraz kilka innych przydatnych umiejętności, mimo tego, czegoś brakuje naszej wysłanniczce szatana.  

Z początku bardzo polubiłam Georgine, inteligentna, z klasą, błyskotliwym poczuciem humoru, w dodatku zaimponowała mi swym postanowieniem w kwestii ofiar, ALE


Ale jest jedno - w pewnym momencie zbrzydło mi to nieustanne podskakiwanie mężczyzn do  głównej bohaterki. Wiecznie grzeczni, zawsze gotowi na jej przyjście, normalnie rycerze na zamówienie wersja współczesna. Teraz UWAGA, będzie spojler, więc czytacie na własną odpowiedzialność : P Żałowałam, że Georgina nie wyjechała z Romanem, taki romantyczny koniec na pewno by mi się spodobał, ale potoczyło się inaczej - Seth był jednym z tych przesłodkich do bólu rycerzyków i nudno z nim było.... czasem. Poza tym koniec też został  sztucznie rozegrany, jakby autorka na siłę szukała pomysłu, przecież ja Georgine najbardziej ceniłam za to, że szanuje porządnych facetów, naprawdę musiała rezygnować? No tak, w końcu miała powody. KONIEC SPOJLERA.     


Trudno mi było jeszcze obejść taką koncepcję nefilimów (tym bardziej po Mieście szkła) ale to już zależy od wielu innych czynników, większości pewnie to nie przeszkadzało :P

Prócz Georginy bardzo przypadł mi do gustu Carter i Jerome, świetne postacie! 

A czy sięgnę po Podboje sukuba? Nie wiem, sam tytuł średnio mnie zachęca. 


Ogółem mówiąc, Melancholia sukuba to przyjemna książka, która z pewnością nikomu nie zaszkodzi (chyba, że ktoś woli uniknąć scen erotycznych), spokojnie można położyć na nocnej półeczce i rozkoszować pod kołderką :P


Wiem, miałam zrecenzować cykl Dary anioła, ale chyba nie było wystarczającego zainteresowania na taką recenzję.... EDIT: Chyba się jednak myliłam! :P



   
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...