poniedziałek, 17 września 2012

Pięćdziesiat twarzy Greya/Fifty Shades of Grey - E.L. James

Studentka literatury Anastasia Steele przeprowadza wywiad z młodym przedsiębiorcą Christianem Greyem. Niezwykle przystojny i błyskotliwy mężczyzna budzi w młodej dziewczynie szereg sprzecznych emocji. Fascynuje ją, onieśmiela, a nawet budzi strach. Przekonana, że ich spotkania nie należało do udanych, próbuje o nim zapomnieć – tyle że on zjawia się w sklepie, w którym Ana pracuje, i prosi o drugie spotkanie. Młoda, niewinna dziewczyna wkrótce ze zdumieniem odkrywa, że pragnie tego mężczyzny. Że po raz pierwszy zaczyna rozumieć, czym jest pożądanie w swej najczystszej, pierwotnej postaci. Instynktownie czuje też, że nie jest w swej fascynacji osamotniona. Nie wie tylko, że Christian to człowiek opętany potrzebą sprawowania nad wszystkim kontroli i że pragnie jej na własnych warunkach… Czy wiszący w powietrzu, pełen namiętności romans będzie początkiem końca czy obietnicą czegoś niezwykłego? Jaką tajemnicę skrywa przeszłość Christiana i jak wielką władzę mają drzemiące w nim demony?
Wyobraźcie sobie, że gdzieś daleko, bo w Ameryce, żyje sobie niewinna studentka Anastasia i marzy o swoim księciu z bajki - na razie proste, jednak trudniej przyjąć już fakt, że książę AKURAT się zjawia i to nawet na 4 kołowym rumaku o dumnym i ociekającym bogactwem imieniu AUDI SUV. Nasza bohaterka pęka z zachwytu - "(...) troszczy się o mnie na tyle, żeby ratować mnie przed jakimś mylnie pojętym niebezpieczeństwem. To nie mroczny rycerz, ale biały rycerz w lśniącej zbroi, klasyczny bohater romantyczny, sir Gawain lub Lancelot."
Tak oto zaczyna się nasz romans, który spokojnie kwalifikuje się na dramat. Jestem zszokowana, ale nie tak, jak życzyliby sobie tego wydawcy, czytaliście przecież tył okładki "egzemplarz na minutę", "1000 egzemplarzy w zaledwie 7 dni" "niebagatelna kwota 5 milionów dolarów", wow, liczby potrafią zawrócić w głowie, szkoda że samo ich źródło już niezbyt.

50 odcieni głupoty w postaci czystej

Wątpliwe dzieło E L James to historia o dziewczynie masochistycznie uległej, która "własne zdanie" zna tylko z definicji i nawet nie śmie wypróbować go w praktyce. Jej najmniejsze oznaki buntu są przez Greya odbierane z niedowierzaniem i z reguły wtedy wygłasza tyradę o "braku uległości" czy "nieposłuszeństwie". Co najgorsze, my Anie współczuć nie możemy, przecież odrzuciła swoich wcześniejszych adoratorów ze słowami "to fajny, amerykański chłopak z sąsiedztwa, ale na pewno nie bohater literacki" UPS? Jakiś problem z odróżnieniem życia od fikcji? W pewnym momencie doszłam jednak do wniosku, że Ana mało co różni się od swojego szarego towarzysza zabaw. Christian Grey może być prawdziwym nieszczęściem na drodze każdej normalnej dziewczyny, jest jak obrzydliwa mucha, którą należy z miejsca potraktować kapciem lub wielką packą i z pewnością nie powinien być efektem jakichkolwiek fantazji. Świźbi cię ręka, kolego? To się podrap.

"-Chcesz się czegoś napić?
-Nie.
-To dobrze, chodźmy do łóżka."

Tak, właśnie zacytowałam wam jeden z dialogów i potraktujcie go, proszę, jako bardzo precyzyjne streszczenie całej fabuły. Według mnie nie można dodać nic więcej. Współczuję Monice Wiśniewskiej, że musiała poświęcić się temu tłumaczeniu. Ja wyzionęłabym ducha stając przed zadaniem przetłumaczenia ponad 11 stronnicowego opisu seksu, czy szczodrych detali typu nazwy szampanów, win i dań. Do tego worka dorzucić możemy rozległe opisy garderoby Any po samą bieliznę
"50 twarzy Greya" to najśmieszniejsza rzecz tego roku, śmieszna, lecz w bardzo tragiczny sposób. A to moja mina przy momentach klapsów, "och, co powie Christian", tamponie, czy "znowu się czerwienię".
Już pominę parę zdań na temat powtórzeń, portretach psychologicznych bohaterów (których nie ma) i tak dalej, bo każdy już chyba o tym czytał. Powiem jednak o jednej rzeczy, którą przeczytałam właśnie dzisiaj "50 twarzy Greya" - książka dla fanów Zmierzchu". No, czyżby? Nie jestem wielką fanką Meyer, ale do Zmierzchu nic nie mam (prócz żałosnego Zaćmienia) i akurat lubię i całkowicie się nie zgadzam. Od "Zmierzchu" zaczął się w ogóle taki gatunek jak paranormal romance, to BYŁO coś zupełnie nowego, podczas gdy EL James ściągnęła tylko podstawy z wyżej wymienionego bestsellera, dodając elementy BDSM, bo przecież to takie szokujące. Nie polecam, jak już to pożyczcie od kogoś (jak ja), ściągnijcie z internetu, ale nie kupujcie! Pamiętajcie o tym, że wszystkie cytaty pochodzą z książki, więc dowodów macie wystarczająco.

Ocena: 3/6 słaba


Trójczyna, za co? Trochę podniosłam za jeden plus - e-maile wymieniane między bohaterami. Gdyby cała książka była utrzymana w podobnym tonie, z pewnością wzniosłaby się z otchłani beznadziei. Czyta się ekspresowo, ale to przez prostacki język, ogrom dialogów i opisy rzeczy nieważnych.

"Fifty Shades of Grey" - E.L James; Wydawnictwo Sonia Draga 2011, 606 stron; literatura amerykańska, przekład - Monika Wiśniewska, tom I trylogii Pięćdziesiąt odcieni/Fifty Shades series

poniedziałek, 30 lipca 2012

Seria "Inne Anioły/Strange Angels" 1-3 - Lili St.Crow

Po przeczytaniu opisu książki byłam zachwycona, wiedziałam, że książka będzie dla mnie idealna. Jednak szybko okazało się, że opis a książka to mniej więcej taka para jak film i prawdziwe życie, czyli różnica może okazać się SPORA.
Po pierwsze, "Inne Anioły" to nie jest książka ani mroczna, tym bardziej romantyczna. Koncepcją przypomina mocno genialny serial "Supernatural", lecz jakościowo nie mają ze sobą nic wspólnego. Kolejna rzecz, która mija się z prawdą to opis naszej bohaterki, Dru Anderson, samotna? Być może. Wrażliwa? Po dłuższym namyśle można się niechętnie zgodzić, ale niebezpieczna? Dru jest kompletnie zagubiona w Prawdziwym Świecie, do którego przygotowywał ją przez całe życie ojciec - łowca wszlkich, nadnaturalnych stworzeń, jej niewiedza wydawała się dość załosna po wieluletnich treningach i lekcjach.
Muszę przyznać, że z początku czytało się całkiem przyjemnie, klimacik był, dało się wyczuć tajemniczą atmosferę siedząc z ojcem Dru przy szklance whisky, jednak po jego śmierci wszystko zaczęło się niemiłosiernie wlec. Do tego autorka miała bardzo brzydki nawyk powtarzania wszelkich krzywd, jakich Dru doznała od samych narodzin, wałkowała i analizowała tę listę raz po raz, bezustannie, doprowadzając mnie do szału.
Akcja podzielona jest pomiędzy dom Dru, market, w którym zdarzyło jej się nocować i, okazjonalnie, szkołę, więc nie ma się co dziwić, że nie dzieje się właściwie nic godnego uwagi. W domu Dru użala się nad sobą, przerywając czasem swe nudne dywagacje, by opowiedzieć, co jej przyjaciel Graves przygotował na obiad, lub co miałaby ochotę porobić, ale trudne życie jej nie pozwala. W markecie również nie ma co liczyć na wrażenia, a w szkole? Jak to w szkole - nudy. Występuje oczywiście dość klasyczny, powtarzany nałogowo w amerykańskich filmach podział społeczności szkolnej, czyli cheerleaderki ze swoimi chłopakami z drużyny na czele drabiny, a na dole cała reszta bezkształtnej masy. Występuje również nauczyciel-ciemiężyciel, a jakże! Pani Bletch jest prawdziwą kosą i łatwo się domyślić, że to właśnie z nią Dru będzie miała prawdziwy problem.
Ogólnie "Inne Anioły" są dość ubogie nie tylko stylistycznie, ale również w bohaterów i mam na myśli przedewszystkim brak tego mrocznego charakteru, przed którym czytelnik czułby respekt, którego motywy byłyby w stanie nas zaciekawić. To właśnie najbardziej boli mnie w książkach, kiedy ten wirtuoz zła zamiast intrygować, może i przerażać, wzbudza jedynie śmiech. Szkoda, jestem osobą, która potrafi docenić tę "mroczną stronę".    
Rzadko postanawiam przeczytać kolejne części serii, kiedy już pierwsza okazuje się słaba, ale chyba zrobię wyjątek. Mam pod ręką następne trzy tomy, a że takie książki są niedługie i czyta się je właściwie ekspresowo, chcę je ocenić i zrobić jeden wielki (i pierwszy taki) post o całej serii :)

Ocena: 3/6 słaba


"Strange Angels" - Lili St.Crow; Wydawnictwo Amber 2010, 304 strony; literatura amerykańska, przekład - Ewa Skórska, tom I cyklu Inne Anioły/Strannge Angels




W tej części na Dru czeka wiele zamian, ponieważ zostaje wysłana do Scholi (Hogwart to z całą pewnością nie jest, ale zawsze stanowi lekkie urozmaicenie po bolesnych dłużyznach w "Innych Aniołach"), gdzie dhampiry i wilkołaki chwilowo koegzystują ze sobą i trenują, by unicestwić  najpotężniejszego wampira - Siergieja. Wszyscy obiecali jej, że właśnie tam będzie bezpieczna, ale zdrajcy czają się wszędzie, a Dru tym razem musi zadbać o siebie sama. W pewnym momencie zaczęłam nawet jej współczuć - nieustanne kłamstwa osób zaufanych, niepewność i strach to nie są rzeczy godne pozazdroszczenia, ale powrót autorki do analizowania "Nieszczęść z życia Dru" spowodował, że moje współczucie wyparowało.
Relacja Dru-Graves także uległa znacznej zmianie, dlatego że Graves wreszcie nabiera charakteru! Nie jest już zółtodziobem i w Prawdziwym Świecie radzi sobie o niebo lepiej, niż nieszczęśliwie (i wciąż) zagubiona Dru. Mnie się podoba taki układ, Graves polegający wiecznie na swojej niedouczonej przyjaciółce to zdecydowanie słabsza wersja. Jeśli ktoś liczył na nowych bohaterów to owszem, przybyło ich trochę, jednak zlali się w bezbarwną zbieraninę kłócących się bez powodu wampirów, bądź wilkołaków. Mastera zła wciąż brak, pojawia się jedynie osoba z zaledwie zadatkami na ten tytuł (mówię o Milady Annie), ale jest to moje osobiste przypuszczenie.
"Zdrada" jest trochę lepsza od poprzedniczki, jednak nie jest to progres, za jaki można autorkę pochwalić, dlatego ocena pozostanie taka sama.


Ocena: 3/6 słaba


"Betrayals" - Lili St.Crow; Wydawnictwo Amber 2010, 312 stron; literatura amerykańska, przekład - Ewa Skórska, tom II cyklu Inne Anioły/Strannge Angels.




Ciąg dalszy szalonego życia Dru, którego mam już po dziurki w nosie. Miałam ambicję, by zrobić post o całej serii, jednak spasuję. Styl autorki, jej warsztat - nie ewoluują. Wciąż popełnia te same błędy, książki są coraz bardziej chaotyczne, a jakby tego było mało, postanowiła wprowadzić najprostsze rozwiązanie w tworzeniu "miłosnego dramatu" - trójkącik! Oczywiście najgorszy z możliwych, kiedy dokładnie wiemy, kto powinien zostać wybrankiem. Ale gróźdź do trumny autorka wbiła wtedy, kiedy w wielkiej Radzie Wampirów posadziła cudownych nastolatków, w dodatku opisując ich jak przedszkolak obrazek, wpychając wszystko do "jednego wora" - ten blond włosy (kolor oczu twarz), tamten czarne(kolor oczu, twarz), trzeci brązowe(kolor oczu, twarz), czasem dodając miłe dodatki typu ubranie czy wzrost. 
Żeby była jasność - nie spodziewałam się niczego wyjatkowego, miałam nadzieję, że utrzyma "dopuszczalny do czytalnia" poziom poprzedniej części, ale tak się nie stało. Gdyby był chociaż jeden, jedyny bohater, który utrzymałby mnie przy tej serii, ale tego również brak, nikogo nie znienawidziłam, ani nie polubiłam, pozostałam neutralna do samego końca, co jest najgorszym scenariuszem dla czytelnika. Wiem, że wyżej wspominałam o Annie, ale postanowiła zostać zazdrosną, żałosną namiastką "czarnego charakteru".
Chciałabym także napisać o paru podobieństwach z Harrego Pottera, które mnie dość drażniły - wszyscy boją się imienia Sergieja i jako zamiennik używają na przykład "Ten, o którym się nie mówi". Druga,bardziej rażąca rzecz to "zwierzący aspekt" wampirów, który porównać można tylko do expecto patronum, tylko bez różdzki.
Nie polecam, książki są przegadane i bez wyrzutów sumienia można zajrzeć na ostatnią stronę, by zorientować się we wcześniejszych wydarzeniach. Jedyna ich zaleta to szybkie tempo czytania, chociaż teraz mam wątpliwości, czy to RZECZYWIŚCIE można nazwać zaletą.


Ocena: 2,5/6 poniżej oczekiwań 

"Jealousy" - Lili St.Crow; Wydawnictwo Amber 2011, 304 strony; literatura amerykańska, przekład - Ewa Spirydowicz, tom III cyklu Inne Anioły/Strannge Angels.

piątek, 15 czerwca 2012

Mechaniczny książę/Clockwork Prince - Cassandra Clare


Kontynuacja Mechanicznego Anioła. W magicznym podziemnym świecie wiktoriańskiego Londynu Tessa znalazła bezpieczne schronienie u Nocnych Łowców. Jednakże bezpieczeństwo okazuje się nietrwałe, kiedy grupa podstępnych członków Clave zaczyna spiskować, żeby odsunąć jej protektorkę Charlotte od kierowania Instytutem. Gdyby Charlotte straciła stanowisko, Tessa znalazłaby się na ulicy… jako łatwa zdobycz dla Mistrza, który chce wykorzystać jej moc do własnych celów. Z pomocą przystojnego i autodestrukcyjnego Willa oraz zakochanego w niej Jema Tessa odkrywa, że wojna Mistrza z Nocnymi Łowcami wynika z osobistych pobudek. Mistrz obwinia ich o dawną tragedię, która zniszczyła mu życie. Żeby poznać tajemnice przeszłości, cała trójka odbywa podróże do mglistego Yorkshire, do rezydencji, w której kryją się nieopisane okropieństwa, do londyńskich slumsów i zaczarowanej sali balowej, gdzie Tessa odkrywa, że prawda o jej pochodzeniu jest bardziej złowieszcza, niż przypuszczała. Kiedy troje przyjaciół spotyka mechanicznego demona, który przekazuje Willowi ostrzeżenie, uświadamiają sobie, że Mistrz wie o każdym ich kroku… i że ktoś ich zdradził. Tessa uświadamia sobie, że jej serce bije coraz mocniej dla Jema, choć nadal dręczy ją tęsknota do Willa, mimo jego mrocznych nastrojów. Coś jednak zmienia się w Willu, kruszeje mur, który wokół siebie zbudował. Czy odnalezienie Mistrza uwolni Willa od sekretów i da Tessie odpowiedzi na pytania, kim jest i dlaczego się urodziła? Kiedy poszukiwania Mistrza i prawdy narażają przyjaciół na niebezpieczeństwo, Tessa odkrywa, że połączenie miłości i kłamstw może zdeprawować nawet najczystsze serce.
Nie mogę powiedzieć, że wyczekiwałam dniami i nocami "Mechanicznego księcia", po pierwszej części został oczywiście pewien niesmak - tyle spraw stało pod znakiem zapytania, ale szaleństwa ogólnie nie było. Kontynuacja wpadła mi w ręce przypadkiem i nawet nie zdawałam sobie sprawy, że czeka przede mną kawał tak dobrej literatury.
A więc w czym lepszy jest "Mechaniczny książę" od swojego poprzednika? We wszystkim. Na mnie największe wrażenie zrobiła relacja naszych parabatai - Willa i Jamesa. Wcześniej wcale nie odczułam tej więzi, był to dla mnie zwyczajny dodatek do fabuły, taka mało ważna, melodramatyczna przystawka. Ale teraz wiele rzeczy wreszcie się rozwiąże, a przy tym i bardziej pogmatwa - poznajemy powody, dla których Will wybrał Jem'a na swojego "brata", autorka przybliża nam także odczucia i myśli obu postaci, przez co miałam ochotę krzyknąć "Wreszcie!". Napiszę nawet, że to chyba w tym tkwi nowa jakość i ogólna poprawa "Mechanicznego księcia" - autorka zdecydowała się na parę stanowczych posunięć, a z Willa zdjęła etykietkę "tego tajemniczego" i obnażyła jego wnętrze, wątpliwości i problemy, z którymi będzie musiał się zmagać, na co czekała chyba większość czytelników.
Teraz wypadałoby powiedzieć coś o Tessie, uznawaną za główną bohaterkę, nad czym ubolewam od początku tej serii. Tessa należy do tych bohaterek książkowych (a poznałam takich już wiele), o której wszyscy mówią "piękna", "inteligentna", "zabawna" i "odważna", co mnie jest bardzo trudno zauważyć. Piękna może i jest, ale zabawna czy inteligentna? Chyba mam błędne wyobrażenie na ten temat. Chętnie widziałabym zamianę ról i na głównego bohatera dałabym Willa bądź Jema, a Tessę wyrzuciłabym na najdalszy plan. Szkoda, że to tylko marzenia niestety. Jedyna rzecz, której szczerze Tessie współczuje, to wybór tego jedynego spośród dwóch adoratorów. Trzeba przyznać, że ma dziewczyna problem i rozumiem jej wahanie. Dodam, że z reguły wszelkie trójkąty miłosne niesamowicie mnie denerwują, ale w przypadku tej książki? Wreszcie poznałam prawdziwe znaczenie tego słowa.
W porównaniu z "Mechanicznym księciem" pierwsza część jest nudna jak flaki z olejem. Oczywiście "Dary Anioła" stoją u mnie wciąż na pierwszym miejscu i to się nigdy nie zmieni, ale ta seria jest godnym prequelem i mimo wszystko liczę na happy end. Sądzę, że do książek Cassandry nie trzeba już nikogo zachęcać, ja już jestem na takim etapie, że przyjmę z otwartymi rękoma wszystko spod jej pióra :)

Ocena: 5,5/6 rewelacja

"Clockwork Prince" - Cassandra Clare; Wydawnictwo MAG 2012, 493 strony; literatura amerykańska, przekład - Anna Reszka, tom II cyklu Diabelskie maszyny/The Infernal Devices

* może akurat ktoś zauważył, że nie było mnie dość długi czas, no dobra, bardzo długo. Ale wreszcie uporałam się ze wszystkimi sprawami i recenzje będą pojawiać się częściej :) Nigdy nie zostawiłam Was przecież na serio :D Będę też odwiedzać wasze blogi z pewnością :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...